Kolejnym punktem naszej wyprawy byly ruiny Machu Picchu. Jako, ze inkaskie ruiny sa znane na calym swiecie i przyciagaja masy turystow dotarcie do nich wiaze sie dla przecietnego turysty z duzymi kosztami. W naszym przypadku baza wypadowa do Aguas Calientes (miasta polozongo najblizej ruin) bylo Cusco. Najprostszym sposobem dotarcia tam jest pociag, jednak koszt przejazdu w jedna strone to okolo 80$ (czasem mniej, a czasem duzo wiecej). Jest to wygodny i najszybszy sposob.
My postawilismy na cene, kosztem wygody :)
Pierwszy plan dotarcia do Aguas Calientes zakladal wyjazd na noc, jednak w hostelu zostalismy ponformowani, ze droga jest dosc niebezpieczna, a dodatkowe zachmurzenie (
zona de neblina) czeste w tym rejonie, zwieksza niebezpieczenstwo (pozniej naliczylismy kilkanascie krzyzy przy drodze). Dwa dni przed naszym wyjazdem zginal na tej trasie znajomy kobiety, ktora odradzala nam podroz noca. Posluchalismy glosu rozsadku i postanowilismy wyruszyc z samego rana.
Nasz dzien rozpoczal sie pobudka o 3.30 w mega zimnym hostelu w Cusco. Biorac taksowke dotarlismy do dworca, z ktorego korzystaja glownie miejscowi.
Po okolo godzinie czekania wsiedlismy do
combi wraz z reszta Peruwianczykow (bylismy jedynymi gringos :)).
Terminal autobusowy dla miejscowych
Pierwszy odcinek podrozy zajal okolo 5 godzin, ale droga ani troche sie nie dluzyla. Malownicze doliny, strome urwiska i andyjskie szczyty sprawialy ze podroz byla przyjemnoscia.
Okazalo sie, ze aklimatyzacja w Cusco przebiegla pomyslnie, gdyz po drodze mijalismy przelecze na wysokosci ponad 3500m i nie odczulismy zadnych objawow
soroche, w przeciwienstwie do trojki Peruwianczykow (konieczny byl postoj :)). Miejscowi odczuwajac bol glowy i nudnosci od razu wyjeli woreczek z liscmi koki i zaczeli sie nim dzielic, takze z nami.
Przystanek po drodze na sniadanie. Wysmienity rosol z kury (caldo de gallina)
|
Gadajaca papuga :) |
Kolejny odcinek to podroz z Santa Maria do Santa Teresa. Znalezienie transportu to nie problem, jednak problemem jest zapelnienie sie auta (
colectivo) przez pasazerow, gdyz kazdy pasazer to pieniadz. Po okolo 30 minutach ruszylismy do Santa Teresa w 7 osob lacznie z kierowca, jako ze bylo to kombi dwie osoby zmiescily sie w bagazniku (dla miejscowych to normalne miejsce).
|
Colectivo - nasz transport do Santa Teresa |
O ile wczesniejszy odcinek podrozy wiodl po rowniutkiej asalltowej drodze, teraz asfalt sie skonczyl. Prawie godzina jazdy szutrowa droga, nad kilkusetmetrowymi urwiskami opadajacymi do rzeki Urubamba przyniosly sporo wrazen i emocji.
Widoki zza szyby samochodu
Z Santa Teresa w 15 minut dotarlismy do
hydroelectrico, gdzie skonczyla sie jakakolwiek droga i dalsza trase trzeba bylo pokonac piechota.
Po 12km marszu wzdluz torow dotarlismy do Aguas Calientes.
Miasteczko nieduze, wybudowane glownie dla turystow. Noc przespalismy spokojnie, w 12-osobowym pokoju, a z rana ruszylismy na Machu Picchu. Pod same ruiny mozna dotrzec autobusami, ktore sa napedzane elektrycznie. Jednak my wolelismy ta trase rowniez pokonac pieszo. Z czolowkami na glowach ruszylismy w droge. Po kilku kilometrach dotarlismy na miejsce, gdzie po raz pierwszy sprawdzano nam bilety i paszporty. Dobrze, ze nie postanowilismy wyjsc z hostelu wczesniej, bo trasa na MP otwarta byla od 5 rano.
Trasa nie byla ciezka, ale prawie pionowe schody dawaly nam lekko w kosc.
Doszlismy po godzinie. Na miejscu kolejki do wejscia byly ogromne, bo ci, co nie zmeczyli sie jadac autobusem dotarli na gore wczesniej niz my ;) Ale nie ma co narzekac, kolejka szla w miare sprawnie, wiec dlugo nie stalismy.
Ruiny zobaczylismy przed wschodem slonca.
Po zwiedzeniu ruin udalismy sie na Montana Machu Picchu, na ktora rowniez mielismy bilety :)
Schody, schody, schody... Kazdy jeden zblizal nas do samego szczytu!
|
W drodze na Montana Machu Picchu |
|
Montana Machu Picchu (3082 m.n.p.m.) |
Widoki ze szczytu
Po kolejnej nocy spedzonej w hostelu wrocilismy do Cusco w ten sam sposob, w jaki dotarlismy do Aguas Calientes. Nastepny etap podrozy to przejazd do Puno i wyspy na jeziorze Titicaca.