Następnego dnia postanowiliśmy pozwiedzać centrum i wjechać kolejką na Pao de Azucar, czyli Głowę Cukru (charakterystyczny szczyt o wysokości 395 m.n.p.m.). Kolejka wybudowana została w 1912 roku i była to wtedy trzecia na świecie tego typu konstrukcja. Podróż na trasie o długości 749m. składa się z dwóch etapów. Aby dostać się na sam szczyt Głowy Cukru konieczna jest przesiadka na wzgórzu Urca, którego wysokość wynosi 224 m.n.p.m. Jeden fragment pokonuje się w czasie 3-4 minut.
Widok z pierwszej kolejki. |
Takim wagonem w 1912r. po raz pierwszy można było wjechać na szczyt. |
Widoki ze wzgórza Urca
Widok na Głowę Cukru. |
A oto widoki z samego szczytu :D
Jak widać na zdjęciach podczas pobytu w Rio pogoda średnio nam dopisała. Cały pierwszy dzień zwiedzaliśmy w deszczu. Na szczęście drugi dzień nie był taki zły. Deszczu nie było, ale zachmurzone niebo sprawiało, że nie było mowy choćby o chwilowym opalaniu na plaży :)
Trzeciego dnia postanowiliśmy zwiedzić centrum. Nie mieliśmy przewodnika po Rio de Janeiro, ale wyposażeni byliśmy w świetną mapę, na której były naniesione Top sights. Pierwszym takim miejscem była Confeitaria Colombo, założona w 1894r. Szczerze mówiąc do tych miejsc szliśmy w ciemno! Zupełnie nie wiedzieliśmy co to jest i mieliśmy problemy z ich znalezieniem :) No ale po dłuższych poszukiwaniach, z pomocą ludzi udało nam się je odszukać.
Niedawno Confeitaria Colombo została wybrana jako 1 z 10 najpiękniejszych kawiarni na świecie.
Słodkości!
Ale i krewetki w cieście, co bardziej niż słodycze przykuło uwagę Krzyśka :)
Rio de Janeiro jest ogromne, na szczęście w centrum udało nam się prawie wszystko zobaczyć pieszo :)
Kolejną atrakcją było zobaczenie Aqueduto da Carioca. Akwedukt został wybudowany w XVIII wieku, aby doprowadzić świeżą wodę z rzeki Carioca do mieszkańców miasta. Imponujący przykład architektury kolonialnej i inżynierii.
Na górze akweduktu możemy zauważyć linie tramwajowe. Od XIX wieku akwedukt służy jako tramwajowy pomost łączący centrum z dzielnicą Santa Teresa.
Po drodze natknęliśmy się na robiącą wrażenie katedrę. Przyznać muszę, że dziwnie wygląda taka budowla pośród wysokich, nowoczesnych budynków. :)
Katedra Prezbiterialna
I na koniec pobyt na plaży :) Opalania nie było, ale była woda z kokosa! :)
Na plaży odbywały się akurat Mistrzostwa Świata w bodyboardingu. W dużej mierze sport ten podobny jest do surfingu. Bodyboarderzy mają mniejsze deski, używają płetw oraz nie pływają na deskach na stojąco, lecz leżąc na brzuchu no i oczywiście muszą jak najdłużej utrzymać się na fali. :)
Avenida Atlantica, znajdująca się tuż przy Copacabanie.
Podsumowując nasz pobyt w Rio, miasto jest ogromne, ostatniego dnia jadąc na lotnisko byliśmy równie ogromnie zestresowani, bo mało brakło, a spóźnilibyśmy się na samolot. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i dotarliśmy na odprawę w odpowiedniej chwili. Teraz wiemy, że nie warto w tym mieście za bardzo wierzyć ludziom co do czasu w jaki dojedzie się na lotnisko :) Wyruszenie dużo wcześniej i tak nic nie dało, bo autobusem dojazd zająłby nam ponad 3h.
Mimo nie za dobrej pogody i jedynie dwóch dni fajnie było zobaczyć to znane wszystkim RIO :)
Po godzinie 20 (5.09.13) mieliśmy samolot do Amsterdamu, w którym mieliśmy przesiadkę. Lot był krótszy niż w drugą stronę, ale nie obyło się bez opuchniętych od tak długiej podróży stóp. Dotarliśmy do Warszawy około godziny 16 dnia następnego.
Jeśli chodzi o podsumowanie całej naszej 1,5-miesięcznej wyprawy powiem krótko - SPEŁNIENIE MARZEŃ! Niewiarygodne jak dużo można zobaczyć przez tak niewielki czas.
Krzysiek był już po raz trzeci w Ameryce Południowej, moja natomiast była to pierwsza przygoda z tym kontynentem. Jedynym minusem była pogoda, czasami było naprawdę zimno, ale byliśmy na to przygotowani, dlatego nasze plecaki były tak wypchane i ciężkie! ;)
Znając Krzyśka nie będzie to nasz pierwszy i zarazem ostatni wypad tak daleko (może następny kierunek tropiki?). Z niecierpliwością czekam na kolejny raz, może spędzimy 3 miesiące w podróży? :)
AHOJ PRZYGODO!