środa, 11 listopada 2015

Pasto i okolice

Pasto jest kolumbijskim miastem, polozonym na prawie 3000m.n.p.m., u podnoza czynnego wulkanu Galeras. Jest to jeden z najbardziej aktywnych wulkanow w calej Kolumbii. 
W 1993r. mial miejsce wybuch, podczas ktorego zginela grupa szesciu naukowcow (wulkanologow) oraz trzech turystow, ktorzy znajdowali sie wtedy w srodku krateru. Ostatnia erupcja wulkanu miala miejsce w 2010 roku. 
Pasto przede wszystkim zapamiętalismy ze względu na bardzo dobre jedzenie. Nie sądzilismy, że najlepsze hamburgery oraz wyśmienite kiełbaski z grilla zjemy właśnie w kolumbijskim mieście. :) Wieczorami chodziliśmy do jednej z kilku budek, w której kolumbijczyk z ogromną precyzją serwowal nam najlepsze jedzenie pod słońcem, za naprawdę niewielkie pieniądze. 
Jedynym minusem tego miasta jest bardzo duza liczba bezdomnych osób, które urzędują w centrum. Są oni w stanie wejść za turysta do restauracji i nachalnie prosić o pieniądze.  

Pierwsza atrakcja niedaleko Pasto jest Laguna de la Cocha. Jest to jezioro o powierzchni ponad 40km², na ktorym znajduje sie piekna wyspa nazywana Corota. Isla Corota jest jedna z dwoch wysp polozonych na jeziorze. 
Laguna znajduje sie posrodku gor na wysokosci 2800m.n.p.m. Jest czesto odwiedzanym miejscem przez turystow oraz miejscowa ludnosc, ktorej glownym utrzymaniem sa polowy pstragow z jeziora. 
Znalezlismy miejscowego, ktory swoja lodzia zawiozl nas na wyspe oraz przewiozl po calym jeziorze.




Isla Corota
Na srodku wyspy oprocz sanktuarium jest sciezka, ktora mozna dojsc do punktu widokowego. Po drodze znajduje sie wiele gatunkow drzew. Dzieki umieszczonym na nich tabliczkom mozna dowiedziec sie, jakiego gatunku jest dane drzewo i jakie ma przeznaczenie. Wiekszosc z nich uzywana jest w medycynie, budownictwie lub jest pozywieniem dla ptakow.






Kolejny dzien to wycieczka do Laguna Verde. Jest to ogromne, piekne jezioro znajdujace sie w srodku krateru wulkanu Azufral. Wulkan ten wciaz wykazuje aktywnosc sejsmiczna wiec nie jest dokonca wymarly.

Podróż była dla nas niezwykle męcząca i stresująca. Na dworcu w Pasto okazało się, ze najkrótsza droga do Tuquerres jest nieprzejezdna, czego skutkiem była dwa razy dłuższa trasa przez Ipiales. Dodatkowo kierowcy uważają się za "królow szos" i po bardzo krętych drogach pędzą z bardzo dużą prędkością, przy okazji wyprzedzając na zakrętach kilka samochodów pod rząd. Serce kilka razy podchodziło nam do gardeł, na szczęście po prawie trzech godzinach dotarliśmy na miejsce. Niestety nikt nie był nam w stanie powiedzieć, jak dotrzeć do laguny. Zmartwieni, że braknie nam czasu i nie uda nam się zobaczyć tej atrakcji i wrócić do Pasto postanowiliśmy wziąć taxi, a kierowca za rozsądną cenę zawiózł nas pod tamtejsze schronisko 6km od laguny. 

Niestety pogoda tego dnia nie byla dla nas sprzyjajaca. Prawie caly dzien padal deszcz, ktory przy panujacej temperaturze sprawial, ze bylo naprawde zimno. W polowie drogi zaczelo grzmiec. Gdy zagrzmialo dwa razy zatanawialismy sie, czy nie zawrocic. W tej sytuacji przyjelismy, ze gdy zagrzmi po raz trzeci, to wracamy od razu. Na szczescie burza przeszla bokiem, a my moglismy cieszyc sie widokami. :)



Laguna Verde



Laguna Negra, rowniez znajdujaca sie na wulkanie
A po dwoch minutach widok na lagune byl taki :)


Kilka godzin później przyjechał po nas i odwiózł nas do miasta ten sam kierowca, skąd od razu wzięliśmy busa do Pasto.
Droga powrotna była równie męcząca. Okazało się, że na drodze, która wcześniej była nieprzejezdna jest ogromny korek, a my żółwim tempem pokonywaliśmy kilka kilometrów. Po 3 godzinach, około godziny 19 byliśmy na miejscu. Zostawiliśmy rzeczy i z pustymi żołądkami ruszyliśmy po standardową (najlepsza!) kolację - hamburgery i kiełbaski :)


Kolejnym przystankiem na naszej trasie jest Cali, jedno z najniebezpieczniejszych miast w Kolumbii, znane przede wszystkim z klubow i salsy. :)

poniedziałek, 9 listopada 2015

Otavalo i okolice

Otavalo to małe miasteczko położone w otoczeniu dwóch wulkanów, Imbaburra i Cotacachi. Jest znane z kolorowych marketów ulicznych, na których miejscowi sprzedają swoje ręcznie robione produkty, są to głównie swetry, spodnie, kapelusze, biżuteria, dywany, drobne rzeźbione figurki i dużo, dużo innych. Market ten jest jednym z największych tego rodzaju marketów w Ekwadorze. Otavaleños, czyli mieszkańcy Otavalo na codzień chodzą w swoich tradycyjnych strojach, a większość mężczyzn nosi długie włosy. 








Wieczorami na placu rozstawiaja sie stoiska z jedzeniem. :)



Pierwszego dnia po przyjezdzie wybraliśmy się na półdniową wycieczkę aby odwiedzić pobliskie atrakcje. Najpierw magiczne i święte drzewo el Lechero, a następnie park kondorów, w którym co prawda kondor był tylko jeden, ale oprócz niego można było zobaczyć z bliska kilka groźnie wyglądających orłów, jastrzębi i już mniej groźnych sów :) Wszystkie ptaki znajdujące się w parku są ptakami, które nie są w stanie żyć na wolności ponieważ zostały odratowane po wypadkach, nieodpowiednim przetrzymywaniu w złych warunkach itp., tak więc jest to pewnego rodzaju schronisko. Jedyny kondor, który znajduje się w parku również robi wrażenie, warto odwiedzić to miejsce dla bliskiego spotkania z tym największym latającym ptakiem (rozpiętość skrzydeł może sięgać 3m, a czas życia sięga 40 lat), który jest symbolem Andów i nieodłącznym mistycznym elementem, który przewijał się w kulturze andyjskiej od wieków. Dodatkowo główną atrakcją parku, są pokazy lotów ptaków na wolnym powietrzu. Póki co wytrenowanych jest kilka orłów i jastrzębi, ale w planie jest również praca z kondorem.


El Lechero





Ostatnia atrakcja tego dnia był wodospad Peguche, który nie robi większego wrażenia, jednak jest bardzo ważnym miejscem dla miejscowej ludności; kolejnym magicznym i świętym miejscem w tym regionie.


Tak sie zlozylo, ze nasz pobyt w Otavalo wypadl na pierwsze dni listopada. W Ekwadorze obchodzone jest Swieto Zmarlych (el Dia de los Muertos) i drugi dzien listopada jest najwazniejszy. Miejscowa ludnosc przychodzi na cmentarz z koszykami jedzenia i dzieli sie nim ze zmarlymi.




Co ciekawe, jednymi z licznie kupowanych cmentarnych ozdob sa kolorowe, foliowe wiazanki.



Drugiego dnia po przyjeździe do Otavalo spakowalismy plecaki, zabraliśmy namiot i pojechalismy nad jeziora Lagunas de Mojanda. Są to trzy jeziora położone zaledwie kilkanaście kilometrów od Otavalo, jednakże leżą w otoczeniu gór oraz wulkanów dzięki czemu wydają się znacznie bardziej oddalone od miasta. Trzy jeziora, które mieliśmy okazję zobaczyć to Laguna Pequeña, Laguna Negra oraz najbardziej spektakularna Laguna Grande, przy której spędziliśmy nocleg.

Laguna Grande



Yana Urcu


Jak się okazało na miejscu, infrastruktura turystyczna była wyjątkowo dobrze rozwinięta. Do dyspozycji turystów jest pole kempingowe oraz domki letniskowe z dostępem do wody i toaletami. Pomimo tych udogodnień miejsce to nie traci swojego uroku, gdyż spędzają tu czas głównie miejscowi, których akurat było wyjątkowo dużo z powodu dni świątecznych. Jeziora znajdują się na wysokości około 3700 m.n.p.m. w bliskiej odległości od równika, jednakże noc okazała się niezwykle mroźna. Temperatura musiała spaść poniżej zera, gdyż rano nasz namiot zarówno z zewnątrz jak i od wewnątrz pokryty był solidną warstwą lodu.




Po zimnej nocy, gdy tylko wzeszło słońce, nastał naprawdę upalny dzień i chyba specjalnie dla nas na niebie nie było większych chmur (co o tej porze roku w tym regionie jest rzadkością). Tego pięknego dnia naszym celem był wulkan Fuya Fuya, który pomimo niedużej wysokości (trochę ponad 4250m.n.p.m.) dostarczył nam pięknych widoków, a wejście na niego dało nieźle w kość.

Po lewej stronie wulkan Fuya Fuya

Fuya Fuya


W drodze na szczyt

Ze szczytu mieliśmy okazję zobaczyć ośnieżone szczyty wulkanów Cotopaxi, Cayambe i Antisana, z czego ten pierwszy chyba najbardziej znany akurat dymił ponieważ znajduje się w stanie erupcji.

Dymiacy Cotopaxi (5897m.n.p.m.)

Antisana (5704m.n.p.m.)

Cayambe (5790m.n.p.m.)


Na szczycie! :)

Uliczne graffiti w Otavalo
Kolejny przystanek na naszej trasie - Pasto, miasto polozone na wysokosci ponad 2500m.n.p.m., u podnoza czynnego wulkanu Galeras.