Nastepnie udalismy sie na targowisko czarownic (mercado de hechiceria). Kobiety ktore sprzedawaly, a czasem wrozyly, wygladaly normalnie, jak kazda inna Boliwijka, jednak to co sprzedawaly to juz zupelna abstrakcja. Nie moglismy sie nadziwic temu wszystkiemu. Ogladanie zasuszonych mlodych jak i doroslych alpak nie bylo przyjemne. Zakupilismy jedynie malutka buteleczke z jakimis cudami w srodku, ktora podobno ma nam przyniesc szczescie w podrozy. :) Ponadto mozna bylo kupic, przerozne rodzaje ziol, srodki medyczne na wszelkiego rodzaju dolegliwosci, talizmany, afrodyzjaki i cala mase innych cudow :). O zdjecia nie bylo prosto, ale jakos sie udalo!
Spalajac to pod drzwiami nowo wybudowanego domu, powinno zagwarantowc pomyslnosc. |
Typowe stoisko. |
Zasuszone mlode alpaki. Nie pytalismy w jakim celu i co sie z nimi robi.
|
Ruiny ogromnej piramidy. |
Jako, ze La Paz nie zrobilo na nas wiekszego wrazenia i na zwiedzenie najwazniejszych rzeczy potrzebowalismy zaledwie pol dnia postanowilismy wykupic za niewielka cene wycieczke na Chacaltaya. Wejscie na ten szczyt idealnie wpasowalo sie w plan aklimatyzacyjny przed trekkingiem w Apolobambie. Gora polozona jest ok. 30km od La Paz, wiec w dwie godziny dostalismy sie na na miejsce.
W tle Huayna Potosi 6088m.n.p.m. |
Po prawej stronie nasz cel - Chacaltaya |
Co prawda bylismy troche zniesmaczeni, bo bus zawiozl nas do schroniska na wysokosci 5300m.! Gora ma niewiele ponad 5400m., ale uwierzcie, te sto metrow przewyzszenia naprawde dalo nam w kosc.
Ciekawostka jest to, ze znajduje sie na nim najwyzej na swiecie polozony wyciag narciarski.
Przy Huayna Potosi Chacaltaya wyglada troche ¨slabo¨, ale z tego co sie dowiedzielismy od przewodniczki droga na ten szesciotysiecznik nie jest trudna. Nam juz niestety braknie czasu w La Paz zeby sie na nia wspiac ;). Nie ma jednak co zalowac, bo na Huayna Potosi dzisiaj moze wejsc kazdy, wystarczy wykupic wycieczke i sprawa zalatwiona (oczywiscie dobra kondycja i aklimatyzacja jest niezbedna!). My wybieramy trekking w odleglych i trudno dostepnych gorach Apoolobamby :).
Droga na szczyt nie byla trudna, ale niesamowite bylo to, jaka trudnosc sprawialo nam zrobienie kilku szybszych krokow. Jako jedni z niewielu weszlismy na szczyt. Nawet z termosem goracej herbaty nie bylismy w stanie przez wiejacy mrozny wiatr byc tam dlugo.
Widoki ze szczytu |
Kolejny punkt programu naszej wyprawy to trekking w Apolobambie, bilety na autobus do Pelechuco kupione, a zapasy jedzenia zrobione. Relacja juz wkrotce :).