środa, 14 sierpnia 2013

La Paz, Tiahunaco i Chacaltaya

Dostalismy sie do La Paz. Najwyzej polozona stolica na Ziemi robi wrazenie, choc jest ogromnie zatloczona. Po zwiedzeniu centrum postanowilismy zobaczyc jak wyglada tutejszy cmentarz. Zupelnie inaczej niz u nas, czasami wrecz wygladalo to jak blokowisko, a nie miejsce, gdzie oddaje sie czesc zmarlym.



Nastepnie udalismy sie na targowisko czarownic (mercado de hechiceria). Kobiety ktore sprzedawaly, a czasem wrozyly, wygladaly normalnie, jak kazda inna Boliwijka, jednak to co sprzedawaly to juz zupelna abstrakcja. Nie moglismy sie nadziwic temu wszystkiemu. Ogladanie zasuszonych mlodych jak i doroslych alpak nie bylo przyjemne. Zakupilismy jedynie malutka buteleczke z jakimis cudami w srodku, ktora podobno ma nam przyniesc szczescie w podrozy. :) Ponadto mozna bylo kupic, przerozne rodzaje ziol, srodki medyczne na wszelkiego rodzaju dolegliwosci, talizmany, afrodyzjaki i cala mase innych cudow :). O zdjecia nie bylo prosto, ale jakos sie udalo!
 Spalajac to pod drzwiami nowo wybudowanego domu, powinno zagwarantowc pomyslnosc.
Typowe stoisko.
        Zasuszone mlode alpaki. Nie pytalismy w jakim celu i co sie z nimi robi.
                                          

Widok na La Paz z dzielnicy Miraflores. W tle Illimani
Kolejnego dnia udalismy sie zobaczyc ruiny miasta Tiahuanaco, polozonego na wysokosci ponad 3800m.n.p.m. w poblizu Puno. Ogromne bloki skalne, z ktorych wybudowane bylo miasto, a takze bramy i posagi majace znaczenie sakralne robia wrazenie. Trudno uwierzyc jak w tak odleglych czasach czlowiek mogl stworzyc takie budowle.

Ruiny ogromnej piramidy.


Jako, ze La Paz nie zrobilo na nas wiekszego wrazenia i na zwiedzenie najwazniejszych rzeczy potrzebowalismy zaledwie pol dnia postanowilismy wykupic za niewielka cene wycieczke na Chacaltaya. Wejscie na ten szczyt idealnie wpasowalo sie w plan aklimatyzacyjny przed trekkingiem w Apolobambie. Gora polozona jest ok. 30km od La Paz, wiec w dwie godziny dostalismy sie na na miejsce.

W tle Huayna Potosi 6088m.n.p.m.

Po prawej stronie nasz cel - Chacaltaya

Co prawda bylismy troche zniesmaczeni, bo bus zawiozl nas do schroniska na wysokosci 5300m.! Gora ma niewiele ponad 5400m., ale uwierzcie, te sto metrow przewyzszenia naprawde dalo nam w kosc.
Ciekawostka jest to, ze znajduje sie na nim najwyzej na swiecie polozony wyciag narciarski.
Przy Huayna Potosi Chacaltaya wyglada troche ¨slabo¨, ale z tego co sie dowiedzielismy od przewodniczki droga na ten szesciotysiecznik nie jest trudna. Nam juz niestety braknie czasu w La Paz zeby sie na nia wspiac ;). Nie ma jednak co zalowac, bo na Huayna Potosi dzisiaj moze wejsc kazdy, wystarczy wykupic wycieczke i sprawa zalatwiona (oczywiscie dobra kondycja i aklimatyzacja jest niezbedna!). My wybieramy trekking w odleglych i trudno dostepnych gorach Apoolobamby :).

Droga na szczyt nie byla trudna, ale niesamowite bylo to, jaka trudnosc sprawialo nam zrobienie kilku szybszych krokow. Jako jedni z niewielu weszlismy na szczyt. Nawet z termosem goracej herbaty nie bylismy w stanie przez wiejacy mrozny wiatr byc tam dlugo.

Widoki ze szczytu


W programie wykupionej przez nas wycieczki bylo rowniez odwiedzenie ksiezycowej doliny. Sa to najdziwniejsze formacje skalne, wyrzezbione przez wiatr i wode na przestrzeni tysiecy lat. Kilka fotek ponizej.


Kolejny punkt programu naszej wyprawy to trekking w Apolobambie, bilety na autobus do Pelechuco kupione, a zapasy jedzenia zrobione. Relacja juz wkrotce :).