Otavalo to małe miasteczko położone w otoczeniu dwóch wulkanów,
Imbaburra i Cotacachi. Jest znane z kolorowych marketów ulicznych, na
których miejscowi sprzedają swoje ręcznie robione produkty, są to
głównie swetry, spodnie, kapelusze, biżuteria, dywany, drobne rzeźbione
figurki i dużo, dużo innych. Market ten jest jednym z największych tego
rodzaju marketów w Ekwadorze. Otavaleños, czyli mieszkańcy Otavalo na
codzień chodzą w swoich tradycyjnych strojach, a większość mężczyzn nosi
długie włosy.
Wieczorami na placu rozstawiaja sie stoiska z jedzeniem. :)
Pierwszego dnia po przyjezdzie wybraliśmy się na półdniową wycieczkę aby odwiedzić
pobliskie atrakcje. Najpierw magiczne i święte drzewo el Lechero, a
następnie park kondorów, w którym co prawda kondor był tylko jeden, ale
oprócz niego można było zobaczyć z bliska kilka groźnie wyglądających
orłów, jastrzębi i już mniej groźnych sów :) Wszystkie ptaki znajdujące
się w parku są ptakami, które nie są w stanie żyć na wolności ponieważ
zostały odratowane po wypadkach, nieodpowiednim przetrzymywaniu w złych
warunkach itp., tak więc jest to pewnego rodzaju schronisko.
Jedyny kondor, który znajduje się w parku również robi wrażenie, warto
odwiedzić to miejsce dla bliskiego spotkania z tym największym latającym
ptakiem (rozpiętość skrzydeł może sięgać 3m, a czas życia sięga 40
lat), który jest symbolem Andów i nieodłącznym mistycznym elementem,
który przewijał się w kulturze andyjskiej od wieków. Dodatkowo główną
atrakcją parku, są pokazy lotów ptaków na wolnym powietrzu. Póki co
wytrenowanych jest kilka orłów i jastrzębi, ale w planie jest również
praca z kondorem.
|
El Lechero |
Ostatnia atrakcja tego dnia był wodospad Peguche, który nie robi
większego wrażenia, jednak jest bardzo ważnym miejscem dla miejscowej
ludności; kolejnym magicznym i świętym miejscem w tym regionie.
Tak sie zlozylo, ze nasz pobyt w Otavalo wypadl na pierwsze dni listopada. W Ekwadorze obchodzone jest Swieto Zmarlych (el Dia de los Muertos) i drugi dzien listopada jest najwazniejszy. Miejscowa ludnosc przychodzi na cmentarz z koszykami jedzenia i dzieli sie nim ze zmarlymi.
Co ciekawe, jednymi z licznie kupowanych cmentarnych ozdob sa kolorowe, foliowe wiazanki.
Drugiego dnia po przyjeździe do Otavalo spakowalismy plecaki, zabraliśmy
namiot i pojechalismy nad jeziora Lagunas de Mojanda. Są to trzy
jeziora położone zaledwie kilkanaście kilometrów od Otavalo, jednakże
leżą w otoczeniu gór oraz wulkanów dzięki czemu wydają się znacznie bardziej oddalone od
miasta. Trzy jeziora, które mieliśmy okazję zobaczyć
to Laguna Pequeña, Laguna Negra oraz najbardziej spektakularna Laguna
Grande, przy której spędziliśmy nocleg.
|
Laguna Grande |
|
Yana Urcu |
Jak się okazało na miejscu, infrastruktura turystyczna była wyjątkowo dobrze rozwinięta. Do dyspozycji turystów jest pole kempingowe
oraz domki letniskowe z dostępem do wody i toaletami. Pomimo tych
udogodnień miejsce to nie traci swojego uroku, gdyż spędzają tu czas
głównie miejscowi, których akurat było wyjątkowo dużo z powodu dni
świątecznych. Jeziora znajdują się na wysokości około 3700 m.n.p.m. w
bliskiej odległości od równika, jednakże noc okazała się niezwykle
mroźna. Temperatura musiała spaść poniżej zera, gdyż rano nasz namiot
zarówno z zewnątrz jak i od wewnątrz pokryty był solidną warstwą lodu.
Po zimnej nocy, gdy tylko wzeszło słońce, nastał naprawdę upalny dzień i
chyba specjalnie dla nas na niebie nie było większych chmur (co o tej porze
roku w tym regionie jest rzadkością). Tego pięknego dnia naszym celem był
wulkan Fuya Fuya, który pomimo niedużej wysokości (trochę ponad 4250m.n.p.m.)
dostarczył nam pięknych widoków, a wejście na niego dało nieźle w kość.
|
Po lewej stronie wulkan Fuya Fuya |
|
Fuya Fuya |
|
W drodze na szczyt |
Ze szczytu mieliśmy okazję zobaczyć ośnieżone szczyty wulkanów Cotopaxi,
Cayambe i Antisana, z czego ten pierwszy chyba najbardziej znany akurat
dymił ponieważ znajduje się w stanie erupcji.
|
Dymiacy Cotopaxi (5897m.n.p.m.) |
|
Antisana (5704m.n.p.m.) |
|
Cayambe (5790m.n.p.m.) |
|
Na szczycie! :) |
|
Uliczne graffiti w Otavalo |
Kolejny przystanek na naszej trasie - Pasto, miasto polozone na wysokosci ponad 2500m.n.p.m., u podnoza czynnego wulkanu Galeras.
Taaaaa i znów smaki robicie :P Tym razem zacznę od końca. Boskie zdjęcie na szczycie a Panienka w Brazylijskiej Salewie ... Ech :) Nie wiedziałem że macie ze sobą cieżki sprzęt, kto nosi tą drabinę? Planujecie coś wysokiego Krzysiu? Ty łobuzie, to niespodzianka tak? No tak, seraki itd ... Natomiast uczucie bliskości tak pięknych ptaków musi być elektryzujące :O Patrząc na kolorystykę ubrań na targu, jestem pewien iż cała Ameryka Południowa odzwierciedla te same barwy w sercach ludzi którzy je noszą a Matka Natura tylko całość bardziej podsyca ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast tamtejsze uliczne grafiti jest bardzo urocze.
Drabinę nosi Edytka, ale i tak się chyba nie przyda bo już po górach :( liczę, że razem coś przyatakujemy w wolnym czasie :)
UsuńEdytka mówisz? Jejku jaką Ty masz kochaną Panią Twego serca :D Co się zaś tyczy wolnego czasu to masz jak w banku że będę wiercił Wam w głowie temat wypadu. Teraz gdy jestem na stałe w polandii wszystko Nasze ;)
OdpowiedzUsuńCzy my dobrze rozumiemy? Na stałe w Polandii? :) to w takim razie zapewne zaliczymy niejeden wypad!super! :)
Usuń