czwartek, 29 października 2015

Z Iquitos do Coca

Podróż z Iquitos do Pantoja zajęła nam dwa dni. Pierwszego dnia plynelismy 10 godzin, a drugiego ponad 12. Cała podróż wiodła rzeka Rio Napo, jednym z dopływów Amazonki. Widoki każdego dnia te same, ale piękne, dżungla i czasem małe wioski. Pierwszej nocy mieliśmy okazję odwiedzić jedną z takich wiosek i spędzić w niej noc. Nam i 5 innym gringos przypadło miejsce na podłodze w lokalnej chacie. Obawialismy się komarów, lecz o dziwo nie pojawiły się prawie żadne, gorzej z malutkimi muszkami, które gryzly cały czas i nie działały na nie żadne repelenty. Właściwie od Iquitos przez cały okres w tropikach to właśnie te muszki sprawiły nam najwięcej problemów i przez nie jesteśmy najbardziej pogryzieni. Nocleg na ziemi spędziliśmy również w towarzystwie ogromnej liczby karaluchów. Najlepiej było nie włączać latarki, bo wtedy widać było jak wszystkie w popłochu uciekają pod deski. :)
Tak więc po dwóch dniach bardzo męczącej podróży dotarliśmy do Pantoja, ostatniej wioski w Peru, położonej tuż przy granicy z Ekwadorem. Pomimo tak odległego położenia, okazała się całkiem nieźle zaopatrzona, miała jedną restaurację, hotel z wodą w beczce i prądem do godziny 22.






A tylu miejscowych zazwyczaj zbieralo sie, gdy do wioski doplywala lodka :)




Pantoja

Pantoja

Kolejne dni to dalsza przeprawa wzdłuż Rio Napo do Ekwadoru. Pierwszy nocleg spędziliśmy w spokojnym miasteczku Nuevo Rocafuerte. Dalej większość gringo (z niewielu, którzy tu docierają) zwykle udaje się bezpośrednio do Coca, my jednak zatrzymaliśmy się w malutkim miasteczku Pañacocha i spędziliśmy tam dwie noce. Udało nam się zorganizować łódź i lokalnego przewodnika na całodniową wycieczkę nad jezioro Pañacocha. Nazwa Pañacocha, w języku keczua oznacza jezioro piranii (paña-pirania, cocha-jezioro) i faktycznie było ich bardzo dużo. Podczas całego dnia mieliśmy okazję, podziwiać samo jezioro, dżunglę, która go otacza, łowić piranie (co okazało się nie takie proste) i następnie je skosztować. Nie obyło się też bez kąpieli z tymi - wydawać by się mogło - niebezpiecznymi rybami, jak się jednak okazuje, jeśli nie czują one krwi, to nie atakują :) Udało nam się też zobaczyć kilka małp i bardzo dużo ptaków, z których najciekawsze były tukany.



Nuevo Rocafuerte



Pañacocha
Prysznic w hostelu :)





Jezioro Pañacocha

Jezioro Pañacocha

Nasz miejscowy przewodnik zarzucajacy sieci na jeziorze


Nasza lodka

A taka pozniej plywalismy po jeziorze :)


Kto pierwszy zlowil piranie? ;)

Pirania

Bylo wielkie skupienie...
... i w koncu tez sie udalo!

Jezioro Pañacocha



 A nasz obiad wygladal i smakowal przepysznie!



Po rzece transportuje sie wszystko :)

Z Pañacocha pokonaliśmy ostatni odcinek wzdłuż Rio Napo i w końcu dotarliśmy do Coca, portowego miasta, które poza 30 stopniowym upałem nie ma raczej nic do zaoferowania :) Spędziliśmy tu jedną noc w najgorszym jak do tej pory hotelu i następnego dnia z tropików w ciągu 7 godzin przenieśliśmy się do Quito, stolicy Ekwadoru. I znów znaleźliśmy się wysoko, prawie na 3000 m.n.p.m :)
Po drodze do Quito mieliśmy jeszcze w planach wejść na wulkan Reventador, jednak okazało się, ze w chwili obecnej jest w stanie erupcji i musieliśmy sobie darować te atrakcję :)
To co do tej pory najbardziej rzuca się w oczy to to, że w Ekwadorze (w przeciwieństwie do Peru) jest czysto. Tutaj nikt nie wyrzuca śmieci do rzeki albo lasu, w Peru natomiast robią to wszyscy (oprócz turystów, ktorzy zwracaja uwage miejscowym!!!).
Druga różnica jest taka, że w porównaniu z Peru Ekwador wydaję się bardzo drogi (płaci się tu w dolarach), jednak plusem jest to, że dobry duży posiłek można zjeść praktycznie wszędzie za 2-3$.
Teraz jesteśmy w Quito, w którym spędzimy kilka dni i dalej udamy się na północ, powoli zmierzając w stronę Kolumbii.

7 komentarzy:

  1. Ależ cudownie! Jesteście niesamowicie odważni. Bardzo Wam kibicuje.
    Paulina Markowicz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie! Właśnie nadrobiłem zaległości czytając Wasze poprzednie relacje i jestem już na bieżąco. Czekam na kolejne posty. Najbardziej zazdroszczę Wam chyba tego jedzenia!!!
    Damian Sawka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damian, mamy nadzieję, że ciągle śledzisz nasze relacje :) jutro pojawi się nowy post! Powoli nadrabiamy zaległości. A jedzenie - jest czego zazdrościć! Ale spokojnie, zrobimy coś pplidniowoamerykanskiego po powrocie :) pozdro!

      Usuń
  3. Nie dziwie się wcale, po takim czasie jak Wy, każdy chciałby troszku normalniejszych warunków. Spoko spoko, niebawem porót ;)
    Tymczasem przyznać muszę, bardzo mnie zaciekawiły te kalaruchy do 22:00 i uciekający prąd pod deski. Koniecznie musze się tam kiedyś wybrać.
    Nie wiem czy Wam już pisałem, lecz przyznać się muszę, że kradnę Wasze przepiękne widokowe zdjęcia do siebie na kompa na pulpit :) Dziękuje :*
    Edytko gratuluje pierwszego miejsca w połowie Piraniów :D
    A czy mięsko tej ryby jest białe i po ugotowaniu białe?
    Obiadek bardzo pysznie i kolorowo się prezentuje a jak wrócicie do domu, koniecznie wpadamy u Was na warsztat do kuchni i ... Coś eges teges :D Będzie zabawa, będzie się działo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe cieszymy się niezmiernie, że zdjęcia się podobają :) większość tu na blogu to robiła Edytka aparatem, ja głównie zajmuję się filmami na goPro, będzie co oglądać po powrocie! :) mięso piranii jest białe i przed i po przyrządzeniu, w dodatku smakuje wybornie!

    OdpowiedzUsuń
  5. mam pytanko. jakie są koszty łódki z Iquitos do Coca? pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Koszt łódki, którą płynęliśmy to 180 soli, chociaż cena początkowa to 200, ale do 180 bez problemu można zejść :)
      Można płynąć taniej, ale jest to statek towarowy, który odpływa około 2 razy w miesiącu, a statek w zależności od pory płynie 6-8 dni.
      Teoretycznie jakieś rozpiski i ceny są w punkcie informacji turystycznej w centrum, ale trzeba trafić na kompetentną osobę. No i warto pytać bezpośrednio w porcie w Iquitos.
      Miłej podróży i dużo przygód, w razie pytań służymy pomocą ;)

      Usuń